Jestem złodziejką. Kradzież to nic trudnego. Wziąć, schować, uciec. Nie było wcale późno Zegar ledwo wybijał szesnastą. A kalendarz przedwiośnie. Zagryzałam paznokcie. Głowa w górę, wszystko będzie dobrze... W blade dłonie uchwyciłam koszyk. Co ze mną będzie? Czy zaznam jeszcze nieba? Odczytałam cenę masła. Tak, prosiła mnie o to pewna starsza pani. Uśmiechnęłam się nawet życzliwie. I nawet nie ukradłam posrebrzanego zegarka. bo serdecznie kręcił wskazówkami. Stoisko z batonami było niestrzeżone. Akurat. Stan bardzo przejściowy. Podeszłam na palcach. Ten z sezamem - dziwnie zapakowany. Ten czekoladowy - złej firmy. Ten karmelowy - przyjaciółka odradzała. A może w ogóle nie lubię batonów? Ktoś podszedł. Spóźniłam się. Chciałam ukraść gazetę, zwiniętą w rulonik wcisnąć do torby. Już dotykałam ją palcem – usłyszałam krzyk nagany. To krzyczała kobieta z okładki. Obróciłam głowę - stoisko z zabawkami. Mały porcelanowy piesek strzegł stada. Bronił, a sam został porwany. Ukradłam małego porcelanowego pieska. Nie powiedziałam o małym, porcelanowym piesku nikomu, nie miałam odwagi. Nie zwróciłam nigdy małego, porcelanowego pieska, nie miałam odwagi. Nie pogłaskałam nigdy małego, porcelanowego pieska, nie miałam odwagi. Teraz jest już bardzo późno. Za późno. Wybacz mały porcelanowy piesku.

  • poprzedni
  • spis treści
  • następny