Na kocią łapę Praca na czarno pokolorowana przez los, wyświechtana załatwianiem brudnych spraw przewożone przez granicę paczki śmiały się ze słowa "brutto" Dzisiaj czarna pani employer otwiera czarne drzwi. Czarny, ostry paznokieć czarnej employer. "Czym mogę służyć? Piękna pogoda, świetna firma. Nie, pani tu nie pracuje. Jeszcze wczoraj? Możliwe, nie pamiętam. Obiecałam wypłacić? Widocznie żartowałam, a może sen jaki koszmarny panią prześladuje? Przepraszam, ktoś idzie. Nie stój w progu,przeszkadzasz. Zawadzasz mi kotku." No trudno. Cezary łzy przygarnie. Ciemna kawa sypana i dobry film akcji. Chcę zacząć zwierzenia od progu zacznę od filmu akcji, bo ta kobieta wygląda jak nakaz milczenia. "A to jakaś koleżanka. Wanda? Karolina? Chyba Laura. Zostawiła kiedyś parę rzeczy." Na korytarzu lądują moje koszule nocne, podkoszulki, jeansy, szczoteczka do zębów, niezły magnetofon. "Nie warto się złościć. Po co myśleć o przeszłości? Carpe - diem, jak sama powtarzałaś. Piękna pogoda." Siedzę pod koszem i miauczę. Uchyla się brama. "Nie siedź tak... Chodź... chodź."- ktoś szepcze. Może mleczarz?

  • poprzedni
  • spis treści
  • następny